|
Tenebraes Forum RPG: Miasto na granicy Wieloświata
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Pluszak
Szanowany
Dołączył: 06 Lut 2006
Posty: 342
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Wto 18:28, 07 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Marius powoli dojeżdżał do posiadłości stryja. Niespieszyło mu się. Jadąc drogą i rozglądając się wokół pozwolił się oddać wspomnieniom. Ostatnio miał tak mało czasu, żeby oddać się spokojnemu rozmyślaniu. Wciąż praca przeplatana z przyjęciami i spotkaniami ze znajomymi narzuciły swoje tempo. Już od dłuższgo czasu zamierzał odwiedzić wujka gdzie mógłby spokojnie odpocząć i nic nie robić. W końcu nadarzyła się "okazja", choć niezbyt szczęśliwa. Już czuł atmosferę spotkania. Sama pogoda i zbliżający się deszcz to zapowiadał. Trochę się martwił o wuja. Lubił z nim rozmawiać, uważał go za kogoś naprawdę wartościowego, a wszyscy przecież wiedzieli jaką miłością darzył Janette.
W tym momencie wyjechał zza zakrętu i w oddali ujrzał dom, a przed nim karocę i grupkę osób. Wujek, Charles, Paulo, Gerard... Już są. Rodzina, której w większości od lat nie widział lub sporadycznie w Paryżu już zjeżdżała się.
Popędził konia dojechał do grupki szybko zsiadł z konia i uśmiechnął się lekko.
- Witaj wuju. Witajcie Charlesie i Gerardzie. I ty Paulo. - mówiąc to kłaniał się lekko każdemu pokolei- Cięszę się widząc was w dobrym zdrowiu, W najgorszych chwilach rodzina zawsze powinna być razem i się wspierać. Rodzina jest najważniejsza. - dodał z dziwną pewnością siebie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nirian Samalai Feireniz
Tenebraes
Dołączył: 04 Lut 2006
Posty: 863
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Wto 22:02, 07 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
- I ty witaj. Rad jestem widzieć was już wszystkich. Przynajmniej tych, o których mówił mi służący, że się zbliżają. – oczy wuja Montgomeryego zabłysły przyjaznym ciepłem. - Wejdźmy już do środka, deszcz się zbliża.
Gospodarz uściskał serdecznie kolejnego gościa, uśmiechając się już nieco. Było widać, że otuchą dla niego jest to, że ma wsparcie najbliższych. Rozmowy nie trwały jednak jeszcze. Cała grupka, wymieniając jeszcze parę słów w końcu przekroczyła duże, mahoniowe drzwi i znalazła się w środku zaniedbanego budynku. Nadszedł czas schronić się przed deszczem.
Wtedy też piorun uderzył po raz ostatni, kiedy szlachcice byli na zewnątrz. Widać było, że biała szarfa była bardzo blisko, uderzyła gdzieś o ziemię z ledwo słyszalnym zgrzytem. Ryk piorunu przefrunął tuż za bielą, zachowując się jak głodny niedźwiedź. Pierwsze krople deszczu zaczęły spadać z czarnych, ciężkich chmur. Zdawało się, że to zwiastun ogromnej ulewy.
23 marzec 1649
„Piorun uderzał w kamień, tak zawsze mówili ci biedni, zaniedbani chłopi z gospodarstwa nieopodal naszego dworku. Był on zimny i gładki, a stał po środku wypalonej polanki. Liczne pożary rozpalały się tam, jednak w cudowny sposób nie pochłaniały całego lasu. Może dlatego, że piorun za każdym razem uderzał tuż przed pierwszymi kroplami deszczu? Miejscowi mieli tysiące różnych legend na temat tego miejsca. Podobno zbierały się tam stwory leśne, takie jak wilkołaki czy rusałki. Zawsze utożsamiali to miejsce z sabatem czarownic. Zabawne. Bywałam tam wiele razy – dla mnie to tylko dziwny kamień po środku polanki, nic innego. Zawsze się tam było dość przyjemnie. Poza chłopami, nieprzyjemne postacie z gospody też miały swoje własne, chore uzasadnienia…”
Akt I Scena II ; Dwie Siostry
3 marca 1660, wieczór
Karoca ociężale przemykała się wśród drzew wolnej ścieżki. Woźnica, jakby od niechcenia uderzał w jelce. Było widać, że nie zależało mu na pośpiechu, nie przerażała go ani burza, ani deszcz który zaczynał padać. Może dlatego że byli już blisko? W środku znajdowały się cztery osoby, dwie siostry wraz z matką, oraz osoba im towarzysząca, Baron Pierre.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lhianann
Obywatel
Dołączył: 04 Lut 2006
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: zza okna
|
Wysłany: Wto 22:06, 07 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Angelique siedziała przy oknie powozu , co chwile mimo napomknięć matki odsłaniając zasłony, by przypatrzeć się piorunom co rusz rozjaśniającym szczelnie pokryte burzowymi chmurami niebo.
Burze zawsz ją fasynowały, uwielbiała czuć na skórze ostre uderzenia kropli deszczu i wciągać głęboko do płuc tan niesamowity zapach powietrza w czasie burzy. Wszystko wtedy było takie niezwykle wyraźne.
Znow zatęskniła za chwilą, gdy będzie mogła zrzucić z siebie te krępujące jak kajdany ciązące warstwy eleganckiej sukienki. Przynajmniej wymogła na matce to,że pozwolił jej zostawić rozpuszczone włosy i nie katowac ich żlazkiem do loków ani jakimiś dziwnymi fryzurami.
Trzy dzikie różyczki wpięte nad lewym uchem były jedyną ozdobą na jakie się zgodziła ,prócz medalionu jaki dostala od ojca na swe dziesiąte urodziny, powiedział jej wtedy,że dostał go od ich od dawna nie żyjącej babki, jego matki ze słowami, by odziedziczyła go jego najstarsza córka. A Angelique była od Camilli starsza o prawie kwadrans...
Palce dziewczyny odruchowo pogładziły powierzchnię srebrnego medalionu z wprawionym w srodek srebrzystego dysku błekitnym roziskrzonym kamieniem.
Tato, jak bardzo mi ciebie brak... - Na chwile jej mysli wypełniło dojmujące uczucie smutku.
Już nie mogła sie doczekać kiedy dojadą. Spojrzała krótko na siostrę, z pozotu siedziała taka elegancka i układna, ale Angelique wiedziała dobrze, że jej bliźniaczka podbnie do niej, już nie może się doczekać końca tej podróży.
Myśli jej krązyły też wokół Phoebe, szarej jak dym klaczy jaka podrózowała wraz z nimi, uwiążana z tyłu za powozem. Strasznie załowała, iż matka nie pozwoliła jaj jachac wierzchem.
Tak cudownie byłoby poczuć ten deszcz.
Rodzina. Jak przez mgłę pamiętała wujka Mongomeryego, troche wyraźniej śliczną Jeanette, która mimo dzielącej je różnicy wieku, pare razy zabrała ją nad to niezwykle piękne jeziorko w głębi lasu, i żartowała że ona, Angelique jest zupełnym dzieckiem lasu.
W jej głosie zagrało wtedy coś dziwnego.
Tak bardzo żałowała,ze ta śliczna dziewczyna nie żyje.
Ciekawe, kto jeszcze będzie?
Może kuzyn.
-Och - sama skarciła się w myślach, badź rozsądna moja droga, chodż czasem po co być?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sahel
Gość
Dołączył: 04 Lut 2006
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Wto 22:31, 07 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Druga córka, Camilla cierpliwie wsłuchiwała się w konwersację między matką i Baronem, a na jej twarzy malował się delikatny uśmiech, nie śmiała się wtrącać do rozmowy. Mimo, że była zmęczona podróżą nie dawała nic po sobie poznać, ponieważ dokładnie wiedziała, iż matka tego po niej oczekuje.
Spojrzała kontem oka na siostrę która lekko pogładziła medalion od ojca.. Miała ochotę wyciągnąć skrzypce i pograć, albo chociaż porozmawaić z siostrą. Towarzystwo Barona nie wydawało jej się zbyt ciekawe.
Splotła palce i ułożyła je delikatnie na swojej sukni, chciała wziąść głębszy oddech, lecz gorset jej to lekko utrudnił. Za karzdym razem gdy słyszała grzmot przypominały jej się ulewy, gdy mogła sobie spokojnie usiąść przy lekturze i kontemplować, lub obserwować jak krople deszczu zmianiały się w kałuże i rozbijały o jej taflę.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Sahel dnia Wto 22:38, 07 Lut 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kamar
Odwiedzający
Dołączył: 07 Lut 2006
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: się biorą dzieci?
|
Wysłany: Wto 22:34, 07 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
W przeciwieństwie do swoich córek, Gabrielle Camar de Russeau nie była znudzona i zniecierpliwiona tym, że podróż trwa tak długo. Siedziała i przyglądała się swoim dwóm córkom. Była z nich dumna, były piękne i wyjątkowo bystre. Wiedziała, że dobrze je wychowała i ukształtowała. Nie myślała o śmierci. Była jej całkiem bliska. Jeśli nie powiedzieć, że przyjazna. Od czasu do czasu zerkała na Barona, wydawał jej się oschły. Gabrielle oglądała swoje dłonie. Wciąż miała na palcu obrączkę. Spadła.
Gabrielle zerknęła na Barona poprawiając włosy.
Spojrzała też na dziewczęta... Kto będzie szybszy? - pomyślała.
Nagła ta sytuacja dodała ciekawą atmosferę w karocy, której jej brakowało. Uśmiechnęła się jakby sama do siebie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ivellios
Menager | Cień
Dołączył: 05 Lut 2006
Posty: 402
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany: Śro 10:52, 08 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Mężczyzna siedział wpatrzony w obraz rozgoryczonego świata, który także tlił się w nim. Patrzył ukradkiem na Gabrielle i uśmiechał się lekko. W pewnym momencie nie wytrzymał: - Nie wypada spóźniać się, w takich okolicznościach do dworu. W tym samym momencie usłyszał głuchy dźwięk jakby coś spadło na podłogę karocy. Spojrzał najpierw na ziemię poźniej na Gabrielle po czym schylił się natychmiast i podał utraconom obrączkę.
- Trzeba pilnować takich rzeczy, bądź co bądź to symbol, choć już kawałek złota, jednak nikt, nigdy nie wie czy na coś przydać się nie zdarzy - baron uśmiechnął się miło, po czym zamyślił się na chwile, patrząc w kierunku odbijających się piorunów.
- Czasy nastały nam dosyć nieprzyjazne, co także pokazuje nam dzisiejsza pogoda, trzeba je przeżyć licząc, iż słońce wyjdzie niedługo - baron zmów uśmiechnął się patrząc w kierunku Gabrielli. - Mam nadzieje, że woźnica tak wolno jedzie zważając na nasze dobro i bezpieczną podróż, bez przykrych niespodzianek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Sahel
Gość
Dołączył: 04 Lut 2006
Posty: 29
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Bydgoszcz
|
Wysłany: Śro 16:38, 08 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Camilla zwróciła uwagę na uśmiechy, które wymieniła Gabrielle z Baronem. Postanowiła jednak wtrącić się i kontynuować wątek jak tylko ujrzała znajome drzewo przypominające garbatego karła.
- Posiadłość stryjka na szczęście już blisko. - Położyła swoją dłoń na ręce Angelique.
- Pamiętasz kochana naszą przechadzkę właśnie w tej okolicy? -
Uśmiechnęła się delikatnie do siostry. Przypomniał jej się wspólny spacer z Angelique i Janette, gdy jej siostra próbowała wejść na karłowate drzewo.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Lhianann
Obywatel
Dołączył: 04 Lut 2006
Posty: 178
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: zza okna
|
Wysłany: Śro 19:49, 08 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
-Pamiętam, jakże mogłabym zapomnieć?
Lekko zacisneła palce na dłoni siostry.
-Szkoda tylko, że wracamy tu w takich okolicznościach...
Znow wróciła spojrzeniem za okno. Osoba barona budziła w niej mieszane uczucia. Lecz matka miała najwyraźniej wobec niego całkiem konkretne plany. No cóż. Zobaczymy, co przyniesie życie - pomyślała.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Kamar
Odwiedzający
Dołączył: 07 Lut 2006
Posty: 10
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: się biorą dzieci?
|
Wysłany: Czw 2:54, 09 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Gabrielle zerkała na swoje córki:
- Mimo okoliczności dalej możecie wybierać się na przechadzki. Sądzę, że to lepsze niż przesiadywanie z ludźmi, która w wiekszości będzie smutna "na pokaz"... Sama jestem już tym zmęczona. Jeanette... pamiętam ją... wiecznie uśmiechnięta.. Dziewczęta czasem wydawało mi się, że znacie się dobrze mimo wszystko i rozumiecie. Była mądra. Prawdziwie mądra. Angel wiem, że przykro Ci z powodu klaczy, ale... obiecuję, ze podczas pobytu będziesz mogła na niej cwałować bez jakikochwiek przeszkód. Wuj z pewnością i Tobie pozwoli na takie przejażdżki Camillo. Tym sposobem będziecie mogły poznać część Jean-ona kochała tamtejsze zakątki - uśmiechnęła się do swoich pociech jak najcieplej mogła. Były dla niej wszystkim. Mimo tego, że poczeła je sama będąc w ich wieku.
Czuła na sobie wzrok Barona. Wciąż nie wiedziała czego chce. Jej zachowanie typowo kobiece nie pozwalało go jej odtrącać. Czy jednak powinna pozwalać sobie na taką poufałość? Tak i nie... Przecież właściwie ciągle jej myśli krążyły wokół... Poprawiła narzucony na plecy płaszcz i kaptur. Jej włosy nie były ułożone w wykwintną fryzurę. Jak pourządkowany chaos opadały na blade plecy. Zbliżali się do celu.
- Cieszę się, że doceniasz Panie wartość symboli. Ta obrączka wiele dla mnie znaczy. Nie wiemy czy mogłabym ją jeszcze komuś ofiarować. - Gabrielle zerkała na niego nieco chłodniej lekko zmrużywszy powieki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Ivellios
Menager | Cień
Dołączył: 05 Lut 2006
Posty: 402
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany: Czw 21:55, 09 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Nagle karoca zatrzymała się, a woźnica od razu oznajmił
- Jesteśmy na miejscu
Baron siedział na swoim miejscu patrząc to na Gabrielle to na jej córki.
- Taki mamy dzień, żeby się smucić, i pogoda i żałoba. Każdy przeżywa to w inny sposób, jednak tak jak każde mu jego sumienie. To smutne i bolesne chwile dla najbliższych... a pozerów raczej ciężko będzie tutaj znaleść - mówił spokojnym głosem a na jego twarzy malowała się powaga sytuacji - Ale coż nie pozwólmy na siebie czekać... I tak już pewnie wszyscy siedzą przy stole... W tym samym momencie baron wstał i wyszedł przez otwartę drzwiczki ustawiając się przy wyjściu z karocy, podając każdej damie dostojnie ręke aby mogła się podeprzeć wychodząc.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nirian Samalai Feireniz
Tenebraes
Dołączył: 04 Lut 2006
Posty: 863
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Czw 22:04, 09 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Na zewnątrz czekał już starszy mężczyzna, z kasty chłopskiej, trzymając pochodnię i idąc żwawo w stronę karocy. Pan Montgomery chwilowo był zajęty, więc to jego woźny, sługa i stajenny musiał zająć się rytuałem przywitania, a można było być pewnym, że zrobi to poprawnie.
Akt I Scena III ; Wieczerza
3 marca 1660, wieczór
Wieczerza w tym domu zawsze zaczynała się tak samo, według tradycji od zawsze zakorzenianej w zwyczajach tego domu i rodziny. Najpierw, przekraczając próg domu, wchodząc do szerokiego, minimalistycznego w wrażeniu korytarza o białych, czystych ścianach, klękało się na twardej macie i witało z Jezusem Chrystusem, wyrysowując znak krzyża zwracając się do symbolu Chrześcijan. Montgomery zawsze mówił, że w jego domu najważniejszym mieszkańcem jest mesjasz, acz z drugiej strony było widać, że wuj nie był zbyt bardzo wierzący. Nie uczęszczał do kościoła, a niedziele zawsze spędzał u siebie w domostwie. Zdejmowało się buty i płaszcze i pozostawiało się je tutaj, by nieco urozmaicić urok tego suchego pomieszczenia. Potem, kiedy dokonało się tego pierwszego rytuału, wchodziło się do salonu, czekając tam, aż służba przygotuje posiłek. Wujek wyjmował wtedy z barku kieliszki z kryształowego szkła i polewał gościom najdostojniejszą wishy, którą miał przygotowaną tylko na takie okazje.
Dzisiaj jednak cały ten rytuał wydawał się jakby przysłonięty aurą smutku, jakby cienia.
Za oknem kolejna biała wstęga znów przecięła niebo, jakby była szlakiem miecza, a ryk który odbijał się od ścian, zdawał się przeraźliwym łoskotem potwora z lasu.
Tym razem w czerwono brązowym salonie, o ciemnych mahoniowych ścianach i fotelach w barwie namiętności byli już inni goście. Na fotelu, jakby nieco znudzony już siedział ojciec zarówno Gerarda i Charlesa. Jean-Paul siedział wygodnie w fotelu, a kiedy zobaczył obu swoich synów zdziwił się zadziwiająco widocznie. Podniósł się leniwie i przez chwilę nie wiedział co zrobić. Odchrząknął. Montgomery nie przejął się tym kompletnie jednak, lecz wedle rytuału podszedł do barku. W pomieszczeniu była też inna osoba. Delikatna, młoda kobieta potrafiła oszołomić swoją niemal anielską urodą. Miała ciemne włosy, które tworzyły wrażenie aureoli cienia, a jej zielonkawa suknia była dopasowana do szmaragdu jej oczu. Kilka dopasowanych ozdób i uśmiech, który zniewalał duszę. Siedziała spokojnie, z pełnym wdziękiem na podłużnej sofie, dokładnie na samym końcu, jakby zachęcając kogoś, by usiadł przy nim. Ten dekolt… i ta delikatna woń cynamonu która krążyła dookoła.
Wiatr uderzył mocniej o okno, które zaczęło się pokrywać pierwszymi kroplami, kiedy wszyscy goście wpełzli do salonu, czekając na ukończenie rytuału przywitania. W kuchni rozpalano piec, niedługo miało być ciepło i przytulnie, niedługo będzie też pieczeń.
Teraz jednak wypadało się przywitać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
BadGuy
Obywatel
Dołączył: 05 Lut 2006
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3 Skąd: tam gdzie Diabeł mówi dobranoc
|
Wysłany: Czw 22:32, 09 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
- Dziękuję szwagrze - Paulo odebrał wręczony mu przez Montgomerego kieliszek z alkoholem. Nie kwapił sie zbytnio , aby witać Jeana, lecz bylo jeszcze coś co bardzo przykuło uwagę młodego kapitana. Ta kobieta, była piękna, naprawde piekna, lecz czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Nie należała do rodziny.
Może to przyjaciółka, towarzyszka biednej Janette... nieważne, trzeba bedzie sie czegoś więcej dowiedzieć.- ponyslał
- Witaj Jean miło cie widzieć w dobrym zdrowiu - Paulo skrzywił sie w myślach, nie nawidził uprzejmości lecz były one konieczne. Ignorując go odwrócił sie natychmiast do pięknej niewiasty.Skłonił sie. - Witaj pani. Nie mieliśmy jeszcze przyjeności. Jestem Paulo de Russoe kapitan francuskiej armi. - Ucałował ją delikatnie w ręke, cały czas patrzył w jej oczy. - A pani jeżeli pani pozwoli zapytać wprost niegrzecznie, kim jest? - była naprawdę piękna, ale to nie była Carmen.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Szermierz
Wprowadzający się
Dołączył: 04 Lut 2006
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 22:40, 09 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Charles wszedł powoli do pokoju, rozejrzał się powoli, a zauważywszy ojca swego odezwał się do niego tymi słowy:
- Witaj mój ojcze rad Cię widzę. Nie sądziłem spotkać Cię w takich okolicznościach. - Następnie wzrok jego przesunął się na nieznajomą. Zjawisko owo zdziwiło go przez chwilę. Kim była owa niewiasta nie wiedział, lecz jej uroda była rzekłby powalająca. Młodzian odwrócił od niej wzrok żeby nie pomyslała sobie bóg wie czego. Nie podobało mu się tylko jedno w tej kobiecie, a był to zapach który przyprawiał go o mdłości. Opanował się jednak szybko. - Witaj pani. - przywitał nieznajomą, po czym odezwał się do ojca. - Jak czuje się Matka? Jak idą twoje interesy w Paryżu Ojcze? - rzekł odbierając swój kieliszek od stryja.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nirian Samalai Feireniz
Tenebraes
Dołączył: 04 Lut 2006
Posty: 863
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Kraków
|
Wysłany: Czw 23:12, 09 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
Ojciec nieco uśmiechnął się, jakby skrępowany jakąś sytuacją. Zerknął kątem oka na swojego nie ślubnego syna, po czym podszedł do Charlesa i uściskał go. Podobnie zrobił też i z drugim synem, dopiero potem przemówił nieco chropowatym głosem.
- Ucieszy cię to, że matka jest tutaj. Kąpie się, zmęczona podróżą. – wyszeptał zarazem szybko urywając zdanie – W interesach też wszystko dobrze. Teraz tylko jakoś smutno na sercu, wiesz czemu.
Nieznajoma za to uśmiechnęła się i z satysfakcją przyjęła pocałunek, który spoczął na jej dłoni. Na razie nic nie mówiła, jakby nie chcąc przerywać rozmowę syna z ojcem, jednak za to zamrugała do Paula kokieteryjnie, po czym zaczęła przysłuchiwać się witającym się mężczyznom. Wyszeptała tylko cicho, jakby pod noskiem:
- Mówią mi Anais.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Szermierz
Wprowadzający się
Dołączył: 04 Lut 2006
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Czw 23:21, 09 Lut 2006 Temat postu: |
|
|
- Cieszy mnie ojcze że i ona jest tutaj. Smuci mnie tylko, że spotykamy się w takich okolicznościach. - Popatrzył na krewniaka, stryja i damę. Anais dziwne to imię, przywodzi na myśł jakieś prastare słowo pomyślał Charles. Upił łyk by woń alkoholu zagłuszyła zapach cynamonu, na próżno jednak.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|