Forum Tenebraes
Forum RPG: Miasto na granicy Wieloświata
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

opowiadanie "Rozkaz 66"

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Tenebraes Strona Główna -> Gmach Twórców
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
enneid
Obywatel



Dołączył: 05 Lut 2006
Posty: 158
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z nad wzgórza na końcu świata (Michałowice)

PostWysłany: Nie 11:38, 05 Lut 2006    Temat postu: opowiadanie "Rozkaz 66"

Na początku mojej kariery chciałbym zamieścić to oto opowiadanie rodem z Gwiezdnych Wojen. nie jest jeszcze skończone (dojdzie jeszcze przynajmniej drógie tyle). ale mam nadzieje że i tak bedziecie się dobrze bawić. miłej lektury

Rozkaz 66
- Nie wiesz, co to jest cierpienie!- Krzyknął w rozpaczy Jinny – Nie wiesz, bo nikogo nie straciłeś! – Krople łez spływały obficie z oczu dwunastolatka – nikogo nie kochałeś, bo jesteś do tego nie zdolny! Bo żyjesz tylko w swych zgryźliwych uwagach!
-To ty nie znasz prawdy o cierpieniu!! – Ryknął wojownik. Uczeń zamilkł, a jego łkanie ustało – Myślisz, że cierpisz, bo straciłeś Ojca?! Hę?! –Postąpił jeden krok - Że widziałeś jak ginie?! Hę?! – Kolejny krok- Ja straciłem całą rodzinę! Jedyna, jaką znałem! Straciłem setki najbliższych mi osób w ciągu jednej nocy! Wszystkich! – Chłopiec chwycił się za szyję - Widziałem śmierć każdego z nich! Z osobna i w grupie! Wiedziałem jak długo każdy z nich konał! Kto od razu, a kto się męczył! Czułem ich ból, ich ostatnie myśli, każdą ranę zadaną przez blastery i … - Zamilkł a na jego twarz spłynął nieznany dotąd strach.
Milczał wpatrując się nieprzytomnie w oczy swego ucznia, tamten nadal w przerażeniu trzymał się za szyję.
Nagle jedi uświadomił, że twarz dziecka stała się sina i błyskawicznie rozluźnił ściśnięte palce. Chłopiec stęknął i opadł na kolana oddychając szybko. Oszołomiony zdarzeniem nie był wstanie nic zrobić. Krople łez nadal spływały po jego twarzyczce. Mistrz odwrócił się tyłem i spuścił głowę jakby medytując. Po dłuższej chwili odwrócił się z powrotem. Jinny nie dostrzegł już na twarzy mistrza strachu, a zamiast tego pojawiło się równie niespotykany szczery wyraz współczucia.
- Przeżyłem więcej od ciebie w młodszym wieku i uwierz mi, że możesz tą twoją stratę przełknąć – mistrz pogładził włosy padawana – jesteś silny, silniejszy ode mnie i nie opłaca się abyś się rozbił na tym zakręcie. Pamiętaj: cokolwiek się stanie moc będzie z tobą, a ona daje ukojenie nawet w największym cierpieniu.
Po tych słowach znów się odwrócił i wyszedł z pomieszczenia.

Falcon nie mógł się skupić, aby rozpocząć medytacje. Siedział w swej kajucie patrząc na cylindryczną rękojeść miecza, którą powoli obracał w dłoni. Stary wentylator buczał głośniej niż zwykle, bałagan w pokoju był nieznośny, a na dodatek piszczał wyświetlacz holopoczty, ale nie to rozpraszało uwagę jedi. Ta rozmowa zaszła za daleko i nie chodzi tu tylko o duszenie swego ucznia… Na moc, oczywiście ze o to również chodzi, ale ten incydent był skutkiem czegoś innego… jego wspomnień. Zbyt są okrutne, zbyt żywe i zbyt… mu bliskie. Wydaje mu się, że zdarzyło się to ledwie wczoraj.
W końcu zrezygnował z typowej medytacji. Postanowił się natomiast oddać mocy. Ona wyprostuje jego ścieżkę.
Zgłębił się w moc. Poczuł prądy płynące w różne kierunki. Zanurzył się w nich i pozwolił im decydować gdzie popłynie. Myśli zaczęły krążyć swobodnie… Niektóre odlatywały inne przypływały, nie dając jednak na wstępie żadnego jasnego obrazu. W końcu pojawiła się twarz. Znał tę twarz. To jej właściciel wraz z mistrzem Kenobim jest bohaterem kolejnego wydania holonetu, to on podejmuje się najtrudniejszych zadań, to on jest najsłynniejszym jedi w Republice, on jest idolem każdego padawana w świątyni, także jego…Raz nawet zamienił z nim słówko. Jaki później był z tego dumny! Rozmawiał z Ana…
Jaśniejąca twarz budzącego podziw i szacunek bohatera znikła, a zamiast niej pojawiło się… to samo oblicze. Ale było diametralnie różne. To, pod ciemnym kapturem spowijał nieokreślony mrok i groza… oczy niczym jakiegoś gada patrzyły szaleńczo przed siebie nie zatrzymując się na nikim niegodnym uwagi. Twarz sitha… i nagle wyrzuca rękę do przodu… Pisk…

Jinny długo jeszcze dochodził do siebie w swej kwaterze, tak, że wszystkie krople łez wyschły, pozostawiając na twarzy chłopca słony posmak. Rozpacz, jaka na początku czuł odeszła pozostawiając paraliżującą apatię. Ta w końcu jednak ustąpiła pod wpływem niepohamowanej ciekawości. Co tak dotknęło jego mistrza? Towarzyszył wprawdzie Falconowi od półtora roku, ale jeszcze nie widział, aby tak się wkurzył, a później nagle złagodniał jak ewok proszący o pieszczoty. Po za tym, dlaczego się dusił? I te jego słowa… to wszystko nadawało sprawie taką aurę tajemniczości, której dziecinna wścibskość nie mogła się oprzeć. W końcu obmył swoją twarz włożył nowe ubranie udał się na poszukiwanie Falcona.
Całe szczęście zdezelowany frachtowiec, którym podróżowali nie miał zbyt wielu pomieszczeń i kryjówek, więc dosłownie moment starczył, aby odkryć, iż jego nauczyciel siedzi w swojej kajucie. Otworzył właz z piskiem, ale od razu się zawahał: mistrz medytował. Co, jak Co ale nigdy nie odważył się przerwać medytacje Falcona. Twarz jego wtedy wydawała się mówić: „możesz mi przerwać, ale na pewno tego nie chcesz”. Tym razem na twarzy pojawił się jakby grymas bólu. Po chwili otworzył oczy i spojrzał na ucznia.
- Czego chcesz? – spytał się nienaturalnie oschłym głosem. Padawan znieruchomiał, nie wiedząc co właściwie powiedzieć. No, bo co? Spytać się tak po prostu „opowiesz mi o śmierci twoich bliskich?” Mógłby się wtedy spodziewać niezłego łomotu. Ale zanim Jinny zdążył cokolwiek powiedzieć, Falcon odkrył jego intencje – Chcesz dowiedzieć się czegoś więcej o tym, o czym wspominałem.. Ale, po co mam ci o tym opowiadać? – mistrz znów mówił do siebie - Czy to coś zmieni, czy tobie pomoże, czy mi po…-urwał i spojrzał prosto w oczy Jinniego. Kiedy chłopiec spodziewał się odmowy usłyszał słowa – Niech będzie - I jedi wymijając chłopca wyszedł z kajuty. Chłopiec coraz bardziej zaintrygowany zachowaniem swego mentora udał się za nim.
Kiedy znaleźli się kabinie głównej Jinny usłyszał polecenie „siadaj”, które niemal automatycznie spełnił, nieprzerwanie patrząc się na mistrza. Ten nalewał sobie właśnie Corlliańskie wino, uznawane w ludzkich standardach za dość mocne. Znów chłopca ogarnęło zdumienie: Falconowi zdarzało się wprawdzie wypić kieliszek tego czy innego alkoholu, ale zawsze skrzętnie, (choć nie do końca skutecznie) ukrywał to przed swym uczniem, a tutaj nalewał najmocniejszy trunek z całego zapasu w barku w jego obecności. Przemilczał jednak ten fakt uznając go za, w tej chwili, mało ważny. Jedi usiadł na kanapie naprzeciwko chłopca biorąc solidny łyk wina. I znów pogrążył się w nieodgadnionej zadumie.
- No, więc? – Spytał się niepewnie Jinny.
- 22 lata temu byłem zupełnie innym człowiekiem. – Ton Falcona odznaczał się sennym spokojem - Dziesięcioletnim chłopcem, znającym tylko jeden świat. Byłem padawanem w świątyni jedi na Coursant, chociaż samej tej planety nigdy nie zwiedzałem. Całe moje dzieciństwo wiązało się tylko i wyłącznie z tymi pięcioma iglicami, w których spałem, jadłem, ćwiczyłem, zawiązywałem znajomości… Nie wiedziałem, co się dzieje na zewnątrz: znałem wprawdzie wszystkie ważniejsze epizody wojny klonów, które wchodziły wtedy końcowe stadium, z holonetu, ale były to tak naprawdę mało wiarygodne, okrojone i ocenzurowane informacje, które nie wnosiły nic do rzeczywistości chłopca oprócz marzeń. No i oczywiście z plotek – Przez twarz jedi przeleciał błysk uśmiechu, ale niezwykle krótki i prawie niezauważalny – cokolwiek miało klauzurę tajności, wszyscy padawani o tym wiedzieli. –Nauczyciel znowu się zamyślił spojrzał na sufit, jakby tam zapisana była jego historia, po czym wypił do końca swój trunek. Wstał i zaczął krążyć po pokoju. Milczenie trwało. Jinny nie był wcale pewny czy Falcon zechce mu opowiadać dalej, czy go nie wyprosi, czy może po prostu układa ciąg dalszy.
- I tym razem wiedzieliśmy, co się stało: że jeden z jedi wrócił do świątyni z niesamowicie ważnymi informacjami o tajemniczym sith, że trzech największych mistrzów, ruszyło aby go pokonać, że świątynia została zamknięta na wszystkie śluzy. Ale to, co się później stało nie umieliśmy przewidzieć. Na głównym placu przed świątynią wylądowały kanonierki Wielkiej Armii Republiki…

- Hej, Falcon popatrz przez iluminator. – Krzyknął Kel-Han,.
Falcon podbiegł do swego rodiańskiego przyjaciela i natychmiast przykleił się do szyby. Z za niej roztaczał się niezwykły widok: setki kanonierek lądowały z dudnieniem Na ogromnym placu. Wyskakiwały z nich setki, jeśli nie tysiące małych ludzików w bieli. Choć było już dawno po zmroku, a sam znajdował się jakiś kilometr od desantu spokojnie mógł odróżnić pojedyncze sylwetki, a to dzięki mocnemu światłu padającemu z niszczyciela klasy Victory. Teraz dopiero zauważył ten ogromny statek w kształcie klina. Powoli, prawie dryfem krążył wokół placu, kilka kilometrów nad ziemią. Nagle zaciemniony korytarz, w którym znajdywali się padawani, rozjaśnił się pod wpływem jednego z reflektorów, oślepiając na chwilę Falcona i rodianina. Długo z rozdziawionymi paszczami wpatrywali się w niezwykłe widowisko.
- Po co tu przylecieli? – Spytał się z dziecinnej ciekawości ludzki chłopiec.
- Nie wiem – odrzekł Kel-Han. Jeszcze przez chwile wpatrywali się w iluminator.
- Więc chodźmy się dowiedzieć! – I Falcon pomknął do turbo windy.
Drugi padawan nie chciał być gorszy i ruszył prawie za nim. Dobiegli do turbo windy i po jakiejś minucie znaleźli się na głównym poziomie świątyni. I tutaj panował niespotykany dotąd półmrok. Nikogo nie było w korytarzach, więc bez przeszkód pędzili do głównego holu świątyni.

- Biegliśmy, co tchu w półmroku, przez rozległe korytarze. Nagle zaczął wyć alarm, jednak jakoś nie do końca zdawałem sobie z tego sprawę. W końcu wyprzedziłem Kel-Hana i dobiegłem do drzwi od przedsionka. Automatycznie otworzyły się przede mną i za nim zorientowałem się, że jestem na miejscu wypadłem na środek dwustu-metrowej sali. Spojrzałem w bok: ujrzałem grupkę rycerzy jedi z włączonymi mieczami świetlnymi, a wśród nich mój ithoriański instruktor fechtunku. Ten natychmiast na mnie ryknął: „Padawanie! Natychmiast stąd zmykaj”. Za nim jednak zdarzyłem zareagować usłyszałem świst blastera…

- Padawanie! Natychmiast stąd zmykaj! – rozbrzmiał głos i odbił się kilka krotnie po wysokim holu. Wtedy dopiero Falcon zdążył się obrócić. Na drugim końcu olbrzymiego pomieszczenia szedł wysoka jak na standardy ludzkie humanoidalna postać okryta w płaszcz, a za nią oddziały żołnierzy klonów w lśniących biało-niebieskich zbrojach z karabinami przygotowanymi do strzału – elitarne oddziały komandosów. Nie minęła nawet chwila, gdy ujrzał jak z jednego z karabinów wystrzelił niebieski pocisk i poleciał w stronę drzwi, których Falcon wypadł. Wtedy chłopiec poczuł krzyk w mocy, obrócił się w tamtym kierunku dokładnie wtedy, gdy Kel-Han padał na plecy. Na niebieskiej głowie widniała ogromna wypalona rana. Gdy uderzył o podłogę już nie żył.
Padawan chciał coś wykrzyknąć, ale natychmiast się powstrzymał
Dopiero wtedy zrozumiał, co to wszystko miało znaczyć: następowało oblężenie świątyni, a szturm prowadził nie kto inny jak jeden z jedi, Ten który miał przywrócić równowagę.
W jednej chwili przebudził się z jakiegoś niezrozumiałego otępienia. W jednej chwili do głowy dotarła adrenalina automatyzując jego ruchy. W jednej chwili sięgnął po moc, która przywołała jego miecz do jego reki. W jednej chwili stanął w pozycji obronnej włączył żółte ostrze i odbił dwa strzały lecące w jego stronę.
Ruszył przed siebie i w dwóch susach wspieranych przez moc przebiegł ½ odległości oddzielającą go od zdrajcy. W następnej chwili chciał już go atakować, ale ten był o wiele szybszy: w jego ruchu nie było nerwowości, ale czysty spokój płynący z pogardy dla młodzieńca i jedi. Wyciągnął rękę do przodu…

Znów długa chwila ciszy. Jinny czekał jednak cierpliwie na dalszy ciąg opowieści. Zresztą nie za bardzo wiedział co mógłby innego zrobić. Mistrz wydawał się być jakby zupełnie gdzie indziej.
W końcu jedi zaczął kontynuować
- Zabili go. – Z początku chłopiec nie zrozumiał, o co mu chodzi, ale po chwili domyślił się, że mówi o Kel-Hanie – Dlaczego właśnie jego – nie wiem do tej chwili. Dlaczego to właśnie on musiał zginąć? Co im zawinił? – Chwila ciszy – Ale klonów nie obchodziły takie pytania. Nie ważne jest „dlaczego”, ale „jak brzmi rozkaz”. A w tym wypadku brzmiał „wysterylizować świątynię”... Czy mam do nich żal, Czy czuje do nich nienawiść? Teraz – nie, wcześniej – nie wiem. Tej jednej rzeczy nie pamiętam… A może nie chciałem pamiętać?... Nie wiem. Wiem tylko, że w tamtej chwili chciałem dopaść przede wszystkim sitha, który wprowadził komandosów na teren świątyni, ale już z jakich pobudek… - po raz pierwszy w trakcie tego opowiadania spojrzał w oczy ucznia i uśmiechnął się - też tego nie jestem w stanie ci powiedzieć. – i znów spochmurniał i znów się zamyślił.
- Ale on był znacznie potężniejszy, znacznie szybszy, od każdego w tamtym pomieszczeniu. Wyciągnął tylko rękę, a ja poleciałem za jedną z fontann i uderzyłem z impetem w ścianę tracąc przytomność…- Cisza

Nie wiedział jak długo leżał ogłuszony za fontanną. Czy tylko przez moment czy przez wieczność. Oba scenariusze wydawały mu się równie prawdopodobne.
Kiedy w końcu otworzył oczy, uwagę przykuła prawdziwa batalia. Przy drzwiach frontowych odział szturmowców rozłożonych po katach, za kolumnami, przy ścianach strzelało w dwójkę jedi, którzy eliminowali pojedynczo komandosów i odbijali strzały. Gdzie pozostali z dziesięcioosobowej grupy – mógł się tylko domyślać. Przy życiu został tylko jego instruktor i starszy już mężczyzna, który przebywał w świątyni ze względu na rozległe oparzenie nogi. Zresztą Falcon widział ze jego krok nie jest zbyt pewny. Najprawdopodobniej zauważył to któryś z klonów i wysłał serie z karabinu w nogę. Ranny jedi stęknął i upadł na podłogę. Kolejny impuls mocy wraz z duszą przebiegł przez salę.
Falcon wtedy pojął ze również będąc nieprzytomnym uczuł 7 tych impulsów, a wiec to znaczyło ze jeszcze jeden jedi jeszcze żyje. Z nadzieja obrócił się w druga stronę i ujrzał młodą twi’lekiankę, która walczyła z sithem. Była to niezwykle zdolna i piękna samica tego gatunku, dopiero co pasowano ja na rycerza… chyba pięć dni temu. Jak wtedy była szczęśliwa, nie umiała tego ukryć przed nikim.
Teraz walczyła o życie. Szalone skoki, parady, odbicia i błyskawiczne ataki – takie możliwości dawał jej IV styl, ale nie była w nim mistrzem i bardzo ją męczył. A przeciwnik znacznie bardziej był wytrwały. W końcu przełamał jej spektakularną obronę, o włos był szybszy i wykonał ciecie rozcinające jej brzuch. Nie było krwi, tylko śmiertelna, wypalona rana przechodząca przez cały brzuch. Upadła na ziemię nie mogąc nic zrobić. Żyła jeszcze, ale zbyt była słaba by choćby ruszyć palcem. Sith tym czasem wyłączył miecz i poszedł przedsienie. Grupka szturmowców, która wcześniej okrążyła ithorianina pobiegła za swym dowódcą.
Życie z młodej jedi powoli uciekało, w ogromnym bólu. Bólu, który czuł Falcon. Tutaj, na poziomie pępka na całe szerokości brzucha. Czuł go bardzo wyraźnie. Niemal nawet słyszał myśli jedi: Nie ma śmierci, jest Moc. Chłopiec chciał w to wierzyć, ale jak?… Koniec… Padawan próbował krzyknąć z rozpaczy, ale strach zatrzymał wszelkie słowa w ustach. Strugi łez spływały po policzkach, a katar nie pozwalał mu swobodnie oddychać.
…Nagle poczuł impuls mocy, który kazał mu się odwrócić. Uczynił to automatycznie, akurat w chwili, gdy ithorianin odbijał właśnie mocą granat termiczny, który poleciał za nim w kierunku fontanny... Falcon dosłownie w chwile rzucił się w bok i skulił się. Fala nieznośnego ciepła przeleciał jego tylnia część płaszcza. Gdyby nie osłoniła go duro-betonowa ścianka fontanny z pewnością mógł się spalić żywcem.
Spojrzał w miejsce, gdzie wybuchł granat. Niegdyś tam znajdywała się kratka wentylacyjna. Teraz, tuz przy podłodze znajdywała się ogromna wyrwa, przez która mógł się przecisnąć… Przez chwile zastanawiał się nad tym pomysłem. „Nie, nie będę uciekał! Będę wałczył jak jedi”, ale w tedy spojrzał w stronę gdzie walczył instruktor.
Odbijając kolejne niebieskie błyskawice, dotarł do kolejnego klona i zatopił w nim miecz świetlny. Jednak następny strzał powstrzymał jego impet: trafił go w rękę tak, iż jedi ledwo zdołał utrzymać rękojeść miecza. Odbił jeden strzał, ale już nie zdążył wyparować trzech następnych: jeden trafił w kostkę, drugi w brzuch, trzeci, śmiertelny w szyje, miedzy parę ust. „Nie ma śmierci, jest Moc” - w tej chwili nie wierzył tym słowom.

Ciag dalszy nastąpi...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Roflz
Odwiedzający



Dołączył: 13 Mar 2007
Posty: 17
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 0:31, 13 Mar 2007    Temat postu:

Lindsay Lohan Doing A Hung Guy!
[link widoczny dla zalogowanych]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Tenebraes Strona Główna -> Gmach Twórców Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin